Mieszkałam w tym budynku. Wrysowany w niezmierzoną tłumioną przestrzeń, tkwił niczym samotny bastion, a nie regularnym, rozpadającym się kształtem wdzierał się w obcą, nieznaną krainę. Wodziłam w zadumie po ciemniejących korytarzach desek w oczekiwaniu odnalezienia znajomych rysów starości na ich poszarpanych, wyblakłych ścianach. Krwiobieg niezliczonych wąwozów i zgubnych uliczek, gdzie w samym sercu śmiertelnej sieci przystanęłam. Schody, schody wyrysowane z kurzu, kręte, okrężne, mknące w dó&